Recenzja filmu

Złe baśnie (2020)
Damiano D'Innocenzo
Fabio D'Innocenzo
Elio Germano
Barbara Chichiarelli

We władzy ojca

Choć akcja "Złych baśni" rozgrywa się na rzymskich przedmieściach, a starsi bohaterowie zasuwają żwawo w dialekcie romanesco, warto zauważyć, że jest to nader uniwersalna opowieść o ludzkim
We władzy ojca
Twórczość braci D'Innocenzo, rocznik 88’, to w ostatnich latach jedna z największych sensacji w panoramie współczesnego włoskiego kina. Pochodząca z rzymskich peryferii para bliźniaków samouków dała poznać się festiwalowej publiczności już za sprawą debiutu ("La terra dell'abbastanza"), ale to właśnie nagrodzone na zeszłorocznym Berlinale "Złe baśnie" pozwoliły im wypłynąć na szersze wody. Jak wytłumaczyć sukces Damiana i Fabia? Czym charakteryzuje się tworzony przez nich filmowy mikrokosmos?

Do świata tytułowych baśni – jak na dobre baśnie zresztą przystało – wprowadza nas tajemniczy narrator. Jego opowieść opiera się na znalezionym pamiętniku młodej dziewczyny. Już na samym początku nie mamy pewności, czy warto mu wierzyć – sam sugeruje bowiem, że historia jest inspirowana zarówno prawdą, jak i fikcją. Niemniej jego poetycki głos okaże się cennym kontrapunktem dla groteskowych obrazów i sekwencji, jakie przyjdzie nam w trakcie seansu oglądać. Zapnijcie pasy.


W "Złych baśniach" przyglądamy się przede wszystkim dwóm światom: dzieci i dorosłych. Rodzinnym stadom, które pasą się leniwie na zalanych słońcem przedmieściach, przewodzą sfrustrowane samce alfa. "Ukochane pociechy" to dla nich problematyczny bibelot, który jakoś trzeba utrzymać, mało tego – trzeba też je jakoś wychować. "Edukacji sentymentalnej" od początku przewodzi tutaj absurd. Dzieci chłoną niczym gąbka groteskowe zachowania dorosłych i w jeszcze bardziej zakrzywionym zwierciadle próbują je bezmyślnie odtwarzać w swojej codzienności. Wulgarnych ojców, często bezrobotnych, stać jedynie na przemoc, a najmłodsi są dla nich – dosłownie i w przenośni – workiem treningowym. Matek w tym świecie właściwie nie ma, a jeśli się pojawiają, to jako bierne obserwatorki wydarzeń. Niewypowiedziany konflikt pokoleniowy wisi w powietrzu.

Bracia D'Innocenzo ze skrawków tworzą nader kompaktową, polifoniczną opowieść, nad którą unosi się zadowolony duch takich mistrzów kina, jak: Pier Paolo Pasolini, Todd Solondz czy Abel Ferrara. Parafrazując słynny tytuł filmu Sorrentina, świat przedstawiony w "Złych baśniach" to świat "wielkiej brzydoty". Brzydoty wewnętrznej, która znajduje swoje upostaciowienie w koszmarnej zewnętrzności – jedno karmi się dialektycznie drugim. Atrakcyjna jest tutaj niewątpliwie forma, w jaką bracia opakowali tę historię – w tym familijnym thrillerze, któremu nie brakuje zacnych pokładów czarnego humoru, karty odsłania się powoli i nic nie ostrzega przed nagłym zwrotem akcji czy bardziej dosadną sceną. D'Innocenzo doskonale panują nad żywiołem słowa i obrazu, inteligentnie wodząc nas za nos.

 

Choć akcja "Złych baśni" rozgrywa się na rzymskich przedmieściach, a starsi bohaterowie zasuwają żwawo w dialekcie romanesco, warto zauważyć, że jest to nader uniwersalna opowieść o ludzkim nieszczęściu i samotności. Włoska krytyka upatruje w artystycznych poszukiwaniach braci D'Innocenzo materiału na trylogię o rodzinie i współczesnym kryzysie męskości. "Złe baśnie" stanowiłyby jej środkowe ogniwo, a pokazany na tegorocznym festiwalu w Wenecji film "America Latina" dopełniałby całości. I choć stylistycznie poszczególne części owej trylogii różniłyby się od siebie – debiut charakteryzował się wyraźnym (neo)realistycznym zacięciem, który bliźniacy porzucili na rzecz form bardziej konceptualnych i surrealistycznych (czy wręcz schizofrenicznych jak w "America Latina") – to łączy je wspólny mianownik w postaci nieuchronnej katastrofy, jaka na nas – ludzi współczesnych, konsumpcyjnie przeżartych i zażartych – zdaje się czekać.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones